środa, 29 czerwca 2011

Niech ktos zatrzyma wreszcie swiat- ja wysiadam!

Jestem chyba przemęczona. Albo wpadłam w jakąś apatię, czy coś.
Boli mnie żołądek od dwóch dni. I nie pomaga ani No-spa, ani mięta, ani nic. Dam mu jeszcze jeden dzień na wyzdrowienie i jak nic się nie zmieni, to jutro się pofatyguję do lekarza, no bo cóż.

Dość długo czekałam wczoraj na autobus. Siedziałam na przystanku. Obok przystanku było coś w rodzaju boiska do koszykówki. Grali na nim chłopcy, w liczbie ok. dziesięciu, w wieku ok. szesnastu- siedemnastu lat. Grali sobie, grali, od czasu do czasu któryś zaklął, ale nie kaleczyło to uszu aż tak bardzo. A później przyszły cztery nastolatki. Podejrzewam, że nie miały piętnastu lat. I się zaczęło... Piętnaście przekleństw w jednym zdaniu. Nie wiem, czy one uważają, że to jest fajne? Przecież słuchać się nie da takiego jazgotu.

Poszłam na egzamin umiejąc trzy zagadnień. Na trzydzieści. I... tak, pierwszy raz w życiu miałam szczęście. Trafiłam na jedno z tych trzech. Na drugie pytanie coś tam pościemniałam i dostałam trzy i pół. I dobrze. Do września mam spokój.

Moja podświadomość mnie przeraża. Zamknę oczy- widzę Huberta. Zasnę- widzę Huberta. Idę ulicą- w każdym chłopaku widzę Huberta. Wszędzie Hubert, Hubert, Hubert. Jest źle. Nie powinnam o nim myśleć.

Karol ma dzisiaj obronę.

Wiadomość z ostatniej chwili: zobaczyłam w googlach grafice, że to jednak nie żołądek mnie boli. Ale gorsze jest to, że teraz nie wiem, co to jest, bo w miejscu, w którym mnie boli nie ma nic. Chyba nie obejdzie się bez lekarza.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

W malzenstwie wazne jest nie tylko dobrac sie zaletami, ale i wadami

I powiedzieli TAK. Ojej.

Jutro mam ostatni egzamin w tej sesji. Jeżeli go zaliczę, to do września mam spokój. O ile zaliczę. Nauka idzie mi bardzo opornie dzisiaj. Siedzę nad tym cały dzień, a nie umiem praktycznie nic. Nie mogę się skoncentrować. Myślami błądzę cały czas gdzieś w wydarzeniach ostatnich dni.
I ciągle myślę o Hubercie. Ciągle mam go przed oczami.
A przecież nie powinnam, przecież jest Karol. Mam ewidentny talent do utrudniania sobie życia.
Jest mi źle. Nie ogólnie, ale w tym momencie.

piątek, 24 czerwca 2011

Cisza moze byc wymowniejsza od słow

Rozleniwiłam się. Nawet nie chce mi się napisać nic nowego. Ale poprawię się, obiecuję.

Jutro ślub i wesele J. i M. Dowiedziałam się godzinę temu, że będę świadkową. Jako, że nie chcieli kwiatków wyruszyłam dzisiaj na poszukiwanie czegoś w zamian. Musiało być to coś praktycznego, nie jakiś zbieracz kurzu. I pomyślałam o Dziubasku. Największy problem był z tym, że wszystko było albo koloru niebieskiego, albo różowego. A jako że nie wiem, czy mój chrześniaczek to Dziubasek czy Dziubaskowa, miałam dylemat. Ale znalazłam ładny leżaczek w kolorze bordowym, postanowiłam nie wybrzydzać. Tym bardziej, że moje zasoby finansowe są obecnie mocno ograniczone.

Zaprosiłam wczoraj K. nad rzekę. Na wino. Wieczorem. Miło było. Ale nadal nie wiem, czy umiałabym z nim być. Niby mówi się, że od przyjaźni do miłości jest jeden krok. Ale czy naprawdę? Znamy się już siedem lat. Czy można ot tak powiedzieć Dobra, to od teraz jesteśmy parą...?

niedziela, 19 czerwca 2011

Nie czekać dluzej, wyjsc temu na wprost

Chciałabym zasypiać przytulona, i przytulona się budzić. Chciałabym czuć jego bliskość, bijące od niego ciepło...


Jeśli kochać, to wszystko z siebie dać...

Mezczyzni kochaja sie w kobietach, ktore interesuja sie nimi. Kobiety wrecz przeciwnie

Wyszłam wczoraj z Magdą na miasto. Chciałam dobrze się bawić, zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. Nie myśleć o pozytywizmie, o uczelni, o K...
A co się okazało? O ile o studiach nie myślałam, to o K. niemal bez przerwy. Co się ze mną dzieje?!

Spotkałam też wczoraj Ł., który kiedyś bardzo, bardzo mi się podobał. I, jak się okazało, podoba mi się nadal. Kurcze.

piątek, 17 czerwca 2011

Bac sie milosci, to bac sie zycia; kto boi się zycia, jest już trzy czwarte martwy

Boję się, że nie będę umiała traktować K. jak chłopaka. Znam go jak własną kieszeń. Traktuję go jak brata. Mówię mu wszystko. Przy nim jestem sobą. Chce mi się płakać to płaczę, chce mi się śmiać to się śmieję. Chcę milczeć to milczę. Boję się, że to wszystko legnie w gruzach i będzie tak, jak za każdym razem. A co, jeżeli znowu to zniszczymy? Czy warto?

Odwiedziłam dzisiaj SP51, w której spędzę cały wrzesień ucząc dzieci. Poznałam moją polonistkę-przewodniczkę. Niesamowitą ma energię ta kobieta, naprawdę. Gada jak najęta, nie dopuściła mnie do słowa. I chyba ma ADHD niestwierdzone nieleczone. Jeżeli chodzi o ilość uczniów, to normalnie szał pał: w klasie IV- siedemnaście osób, w klasie V- osiem, w klasie VI- dziesięć. Żyć nie umierać.
Będzie fajnie.

Egzamin z psychologii zaliczyłam na 5.0. Jestem z siebie dumna. I żałuję, że zamiast filologii polskiej nie wybrałam psychologii.

czwartek, 16 czerwca 2011

Czesto szuka sie sensu zycia przy pomocy bezsensownych metod

Czuję się strasznie. Psychicznie, fizycznie, i jak tak jeszcze się da. Mój organizm odmawia posłuszeństwa. Ale w sumie mu się nie dziwię.
Wypalam się.

Chciałabym, żeby ktoś za mnie podejmował te trudne decyzje. Bo... one są trudne, a ja jestem za mało dojrzała emocjonalnie, żeby sama sobie poradzić. Niech mnie ktoś uratuje.

Potrzebuję odmóżdżenia.

Bez sensu, wiem.

środa, 15 czerwca 2011

Aby poznac wartosc jednego roku, zapytaj studenta, ktory odpadl w egzaminach koncowych

Postanowiłam, że egzamin z pozytywizmu zaliczę we wrześniu. Eee... nie, zaraz, zaraz, pomyliłam wszystko. Przecież to szanowna pani dr C. tak postanowiła.
Ma rozdwojenie jaźni, biedna kobieta. No ale cóż, jedyne co mogę zrobić, to współczuć z całego serca. Cytuję jej własne wypowiedzi z zajęć, a ona mówi, że to jest źle, że to nie o to chodzi. Jednego dnia słowo tępić jest trywialne i polonista nie powinien go używać, następnego dnia sama używa tego określenia. Jednej osobie zadaje jedno pytanie i zalicza na czwórkę, druga odpowiada dobrze na trzy pytania i nie dostaje zaliczenia w ogóle. Pytanie, które w piątek jest na ocenę bardzo dobrą, w poniedziałek staje się pytaniem banalnym i jest na trójkę.
Dom wariatów.

Całowałam się wczoraj z K. Bardzo dziwnie się z tym teraz czuję. Niby zdarzało się to już miliony razy, ale teraz wyszło z mojej inicjatywy i jest mi bardzo, bardzo dziwnie. Aha, przecież ja w ogóle jestem dziwna, no tak, znowu o tym zapomniałam.

Chyba jedyną rzeczą jaką robię perfekcyjnie jest komplikowanie sobie życia.

Wracam do notatek z psychologii. Mam caaaałą noc na robienie ściąg. Także życzę sobie powodzenia. A dziękuję, dziękuję, przyda się.

Kurcze, zaraziłam się chyba od dr C. rozdwojeniem jaźni.

sobota, 11 czerwca 2011

Swiat cierpi na brak mezczyzn, szczegolnie tych, ktorzy sa cokolwiek warci

Pozbyłam się wszystkich pamiątek po Misiaku. Wszystkich, wszystkich, wszystkich! Oj, no dobra, prawie wszystkich. Zostawiłam bieliznę od niego. Co prawda nigdy nie miałam jej na sobie, leży zapakowana w szufladzie biurka. No ale przecież nie wyrzucę takiej ładnej bielizny. Ale poza tym nic nie zostało. Potargałam listy, spisane smsy, połamałam wyschnięte róże. Zajęło mi to czterdzieści minut, a zbierałam się do tego cztery lata. Tyle czasu...
Misiak to chyba pierwszy i, jak do tej pory jedyny facet, którego kochałam. A może nie kochałam?, może po prostu miałam obsesję na jego punkcie? Nie wiem, nieważne już.

Żałuję czasami, że nie potrafię w odpowiednim momencie ugryźć się w język. Potrafię powiedzieć nawet najgorsza prawdę. Potrafię powiedzieć najbardziej uszczypliwą uwagę. Potrafię wytknąć najbardziej bolesną prawdę. Czasami to u siebie lubię, czasami- wręcz przeciwnie. Dzisiaj nie lubię.

czwartek, 9 czerwca 2011

Porazka jest jedynie szansa na to, aby zaczac jeszcze raz - inteligentniej

Brak zsynchronizowania "tu i teraz" sprawia, że dystans czasowy i przestrzenny między narratorem a światem przedstawionym określa się jako duży, związany z szerokim horyzontem narracyjnym. Najbardziej znamienną cechą polskiego realizmu są ciągłe zmiany perspektywy czasu i przestrzeni. Dokonują się one przeważnie bez żadnego uzasadnienia.


Być może  gdybym to wiedziała, zaliczyłabym dzisiaj ten nieszczęsny pozytywizm. A tak mam dwa w indeksie i poprawę w przyszły wtorek. Wiedziałam, że jak nie nauczę się jednej jedynej rzeczy, to z tej jednej jedynej rzeczy zostanę zapytana. Ot tak, po prostu, taki życiowy pech. Ale chyba dr C. nie była dzisiaj w dobrym humorze, bo tylko Patka zaliczyła. Ale nie ma się właściwie co dziwić- Patka ma łeb jak sklep. Przejrzy raz notatki, pójdzie, zaliczy, zapomni i ma z głowy. A ja? Ja nie śpię przez trzy noce, kuję jak głupia i nie zaliczam. I taka to polityka.
Czyli co, jednak do czterech razy sztuka? Oby.

Dzisiaj trochę się podołuję. Ale jutro już wezmę się w garść. Ogarnę się, posprzątam pokój, zmyję z paznokci pozostałości lakieru. I schowam wreszcie głęboko, głęboko zimowe buty. To już chyba najwyższy czas.


Jak on mnie rani. Pisze: Zależy mi na Tobie, Nadal siedzisz w moim serduszku, Chciałbym spróbować jeszcze raz... A później wszystko odwołuje. Bo był pijany, bo mu się amor włączył, bo czuł się samotny. A ja? Ja- głupia, naiwna, łatwowierna, infantylna kretynka. Przecież ja go nie kocham. Dlaczego ja się daję złapać na te jego czułe słówka? No dlaczego?? Rozumiem, gdyby to było pierwszy, drugi raz. Ale nie ósmy czy dziesiąty. Aż mi brak słów na określenie swojego poziomu debilizmu.

środa, 8 czerwca 2011

A ja mam już dosc...

Kto powiedział, że pierwszy rok studiów jest najtrudniejszy? No kto?, przyznawać się teraz! Pierwszy rok w porównaniu z tym, przez co przechodzę teraz, to było nic. W zeszłym roku nie robiłam kompletnie nic. A w tym? Zarywam noce, chodzę jak zombie, kuję się jak nienormalna. I wszystko na nic.
Miałam dzisiaj drugie podejście do zaliczenia pozytywizmu. Drugie podejście- out. Mam przyjść jutro. Ale nie wiem, czy jest sens spędzić kolejną noc na nauce, czy może po prostu iść tam jutro i poprosić o 2? Bo nie wiem już naprawdę, czego więcej mam się nauczyć. Umiem już wszystko, naprawdę.  Mogłabym wykładać pozytywizm na UJocie. Nie mam już siły do tego.
Wiem, że ten czas mogłabym wykorzystać na naukę, ale najzwyczajniej w świecie musiałam się "wypisać". Nie pomogło za bardzo. Ale cóż.

Muszę przestać być tak naiwna. I muszę przestać być na każde jego westchnięcie w moją stronę. Po tylu upokorzeniach, jakie spotkały mnie z jego strony powinnam być bardziej rozsądna. Ale nie jestem. Może po prostu nie umiem uczyć się na błędach?

wtorek, 7 czerwca 2011

Dzieci i zegarki nie moga byc stale nakrecane. Trzeba im takze pozwolic chodzic

Mam dość fochów Tenbitu. Po prostu. I oto jest powód mojej przeprowadzki. Szkoda trochę tych pięciu lat, ale cóż zrobić.

Moja pierwsza w życiu lekcja poza mną. Zostawiam ją za plecami. Chociaż... Chyba źle napisałam. Nie zostawiam jej za plecami, bo ciągle o niej myślę. Było cudownie. Nie dostałam piątki. Dostałam cztery i pół. Już tłumaczę dlaczego. Brakło mi czasu na podsumowanie i przytrzymałam dzieciaki chwilę na przerwie. I to było głównym powodem obniżenia oceny. Ale ważniejsze dla mnie jest to, że dzieci były zadowolone. Wszystkie były na TAK! A to dla mnie ważniejsze niż ocena. Bardziej cieszę się z tego, że dzieci będą pracę u mnie mile wspominać. A najpiękniejszą opinią, jaką dzisiaj usłyszałam była:
Uczennica: Czy następną lekcję też będziemy mieli z Panią?
Ja: Nie, już Wasza Pani do Was wraca.
Uczennica: Szkoda...
Miałam ochotę ją uściskać!

Z niecierpliwością czekam na wrześniowe praktyki. Dzieci są fenomenalne!