niedziela, 4 grudnia 2011

wtorek, 29 listopada 2011

Wszędzie widzę Cię. I nie umiem przed tym bronić się...

<3


Infantylna jestem, wiem. Ale mówi się trudno!



Myśli mam zajęte tylko nim. Dni mam zajęte tylko nim. Serce mam zajęte nim.
A zobaczymy się dopiero za 17 dni...

sobota, 19 listopada 2011

poniedziałek, 14 listopada 2011

Chcesz mieć problem? Zakochaj się!

Adam- odpowiedzialny, optymista, pracowity, zaradny, wyrozumiały, troskliwy, inteligentny, oczytany, opiekuńczy, typ, który wolałby cierpieć sam, niż kazać cierpieć komuś innemu. (ideał?)

Mateusz- młodszy, miłośnik hip-hopu, imprezowicz, wesoły, gadatliwy, przytulak. (wątpliwy ideał)

Rozum podpowiada: Adam. Serce krzyczy: Mateusz!, Mateusz!. I kogo posłuchać? Komu zaufać?
Kompletny bezsens. Znowu to samo, znowu ten sam schemat: długo, długo nie ma nikogo. Później pojawia się dwóch, ideał i łobuz. Ja krzywdzę ideał, łobuz krzywdzi mnie. I koniec historii.


A w górach było mega! Chcę tam wrócić. Z tymi samymi ludźmi.

Wiadomość z ostatniej chwili: dylemat chyba nieaktualny. Serce zdecydowało bez porozumienia z rozumem. Wybrało łobuza. Damian mnie powiesi.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Miłość cierpliwa jest

Mój organizm nie odróżnia już nocy od dnia i dnia od nocy.
Obecnie moim marzeniem jest, by w tym tygodniu nie było wtorku i środy. Realne?
We wtorek (ojej, to już jutro!) mam kolokwium z gramatyki historycznej. I o ile na zajęciach wiedziałam mniej-więcej z czym te jery się je, o tyle teraz kompletnie nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
W środę natomiast czeka mnie kolokwium z angielskiego. Na szczęście tylko ze słówek i na szczęście o jedzeniu, więc o tematyce raczej przyjemnej. Na nieszczęście jak na razie moje zainteresowanie tym skończyło się na wypisaniu stu osiemdziesięciu siedmiu słówek, których nie znam. It's very interesting, I know.
Ale najnajnajnajgorsze w tym wszystkim jest to, że miałam całe dziesięć dni wolnego i poza napisaniem mowy okolicznościowej na kulturę wypowiedzi nie zrobiłam nic. Porażka, kompletna porażka.

Z niecierpliwością czekam na piątek i żyję tylko myślami o górach.


Mnie się bardzo podoba to, że Tatuś Muminka widział więcej, niż tylko koniec swojego pyszczka i ogonka.
-Roman

niedziela, 6 listopada 2011

Antoni Libera "Madame"

Ostatecznie, tym razem to i ode mnie zależy, co się tu będzie działo. Mam wpływ na rzeczywistość. Mogę ją przecież współtworzyć. A zatem - trze­ba działać, należy coś przedsięwziąć. Niech znów się zacznie coś dziać, niech wrócą dawne czasy i sławni bohaterowie, wcieleni w nowe postaci!

Przez wiele lat nie opuszczało mnie wrażenie, że urodziłem się za póź­no. Ciekawe czasy, niezwykłe wydarzenia, fenomenalne jednostki - wszystko to, w moim odczuciu, należało do przeszłości i raz na zawsze się skoń­czyło.


Nie dałem jednak za wygraną i z nadejściem nowego roku podjąłem kolejną próbę stworzenia magicznej rzeczywistości.


poniedziałek, 31 października 2011

Pozwól mi z Tobą być...

Nie jest tragicznie, ale też bez rewelacji. Normalne, codzienne życie. Tylko chyba brakuje mi magnezu albo żelaza. Ale poza tym leci.

Za dwa tygodnie szykuje się wyjazd do Szczyrku z Kasprami, którego oczekuję z niecierpliwością.

Kupiłam wczoraj buty zimowe. Już zdążyły mnie obetrzeć.

Nic więcej nie mam do dodania. Dziękuję, dobranoc.

piątek, 21 października 2011

Schowaj mnie pod skrzydła Twe. (i nie wypuszczaj!)

Na świecie istnieją dwie grupy fajnych facetów: 1. homoseksualiści, 2. księża. Odnoszę wrażenie, że pozostali nie mają w sobie ani krzty ogłady, wrażliwości, jakiejś spostrzegawczości*. Tylko przedstawiciele tych dwóch grup potrafią zauważyć, że kobieta ma nowe spodnie, przedziałek w innym niż zwykle miejscu, że na ostatnim spotkaniu miała paznokcie pomalowane na czerwono, a dziś ma na czarno... No i co ma zrobić prawie dwudziestotrzyletnia panna? Wziąć sobie księdza za męża...?

Brakuje mi siły. Do życia i do kochania. Do wszystkiego generalnie. Dzieje się ze mną coś złego. Nie wiem jeszcze, co to jest, ale nie podoba mi się to. Dobry humor nieustannie przeplata się z gorszymi dniami. Zeszły tydzień był udany, teraz znowu jest źle. Nie mam kontroli nad własnym ciałem.
Staram się stosować rady Marcina: kiedy nie chce ci się czegoś zrobić, zrób to podwójnie. Nie zawsze wychodzi tak, jak powinno, ale bardzo się staram.
To kiedyś minie. Przecież musi. Przecież Ty jesteś przy mnie, więc co może mi się stać?

Kiedy fale mórz chcą porwać mnie, z Tobą wzniosę się, podniesiesz mnie...

*nie chcę tu nikogo urazić, bo, być może, gdzieś we wszechświecie żyją osobniki płci męskiej charakteryzujący się tymi cechami. W każdym razie nie w moim otoczeniu i ja ich nie znam- a piszę o własnych doświadczeniach.

sobota, 15 października 2011

Nie bój się, wypłyń na głębię!

Widzę pierwsze efekty. Amazing!

Czyż to nie dzieło sztuki?




















Słowa nie bój się zawarte są w Piśmie Świętym 365 razy- tyle, ile dni w roku. A więc każdego dnia Bóg mówi do mnie nie bój się, nie lękaj się, jest przy Tobie Chrystus...
-x.Damian

sobota, 8 października 2011

...i kiedy przyjdą dni deszczowe, naucz się przechodzić między kroplami

Nie chciałam pisać będąc w złym humorze. Bo w takiej notce znajdowałyby się jedynie narzekania na całe zło tego świata. Taka notka nie miałaby większego sensu. Bo mój humor ostatnimi czasy pozostawiał naprawdę wiele do życzenia. Mijający tydzień był wręcz tragiczny. Dlaczego? Zaczął się rok akademicki- mam mówić dalej? Ogólnie dni mijają mi pod hasłem Chaos, widzę chaos!. Minął tydzień zajęć, a ja w dalszym ciągu nie wiem w jakiej jestem grupie, na jakich zajęciach. Łatwiej dogadać się z dziećmi z podstawówki, niż z dorosłymi, odpowiedzialnymi studentami. Naprawdę.

Wczoraj spędziłam trochę czasu w towarzystwie Angeliki i udało mi się złapać trochę dystansu do tego wszystkiego. Bo było ze mną naprawdę kiepsko.

Ludzi z Kaspra znam dopiero czterdzieści cztery dni, a już trudno jest mi wyobrazić sobie życie bez nich. Szczególnie bez x.Damiana. Rozmowy z Nim dużo mi dają. Nie są to jakieś wzniosłe, patetyczne dyskusje o niewiadomoczym, ale takie zwykłe, codzienne rozmowy człowieka z człowiekiem.
Czasem tak niewiele potrzeba do szczęścia...

Marta od tygodnia jest w Warszawie. No i, co za tym idzie, ja od tygodnia mam pokój dla siebie. Niby fajnie. Jednak jest trochę pusto. Jedynaczką byłam przez pierwsze dwa lata swojego życia, których to lat, rzecz jasna, nie pamiętam. Dziwnie jest.



Byłam wczoraj w Twoim mieszkaniu. Rozmowa z Tobą okazała się być zbawienna. I to, że przyszedłeś do mnie, że poświęciłeś mi swój czas- dziękuję. Dziękuję, że ze mną jesteś zawsze i wszędzie.



Różaniec może wydawać się długi. Ale odmów jeden paciorek za bliską Ci osobę. Za chwilę przypomnisz sobie o kolejnej osobie, za którą warto się pomodlić. I kolejną, i kolejną. Aż w końcu okaże się, że brakło Ci paciorków, a różaniec jest tak naprawdę niespodziewanie krótki.
-x.Robert. 

niedziela, 25 września 2011

What Would Jesus Do?

Załatwiłam sobie korki z angielskiego w zamian za korki z rosyjskiego. Wreszcie ten ruski się na coś przyda... Jak x.Damian mnie nauczy tego angielskiego, to może jakoś zdam ten nieszczęsny egzamin.

Dopiero drugi dzień jesieni, a do mnie już przypałętał się jakiś jesienny wirus. Gardło mnie boli od samego rana. A przecież nie mogę zaniemówić. Jeszcze nie teraz. Za tydzień już tak, bo i tak nie będę miała nic do powiedzenia na zajęciach, ale dopóki to głównie ja mówię, mój głos musi mnie wspierać! A nie, wykręcać mi jakieś głupie numery.

I chciałam jeszcze powiedzieć, że świat jest cudowny! :)

środa, 21 września 2011

Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłam się uwieść

Karol ma dziewczynę i jest mi źle z tą nowiną. Nawet nie mam powodu, przecież nic już do niego nie czuję. W rozmowie z nim robię dobrą minę do złej gry, ale w środku aż mnie skręca. Wiem- powinnam się cieszyć razem z nim. To mój przyjaciel, muszę go wspierać, bla, bla, bla. Ale jakoś tak... no nie wiem... dziwnie. Nienawidzę być zazdrosna. Ale jak to opanować? Nie wiem.

Doszłam do wniosku, że chyba żelaza mi brakuje.

Powoli oswajam się z myślą, że za tydzień kończę praktyki. Będę tęsknić za łobuzerskimi uśmiechami Michała i Damiana. Ojej, no.
Ale nie poddajemy się, tak?

X. Damian wrócił dzisiaj zza wielkiej wody. Faaajnie. Bardzo fajnie!

Znowu wszystko bez jakiegokolwiek ładu i składu, eh.

niedziela, 18 września 2011

Nic nie jest tak twarde, i tak miękkie jak serce...

Czuję, jak się starzeję. Z dnia na dzień, z godziny na godzinę.
Objawy? Kładę się spać zmęczona, budzę się zmęczona, wychodzę z domu zmęczona, wracam do domu zmęczona... Chciałabym spać, spać i spać, i niczym się nie przejmować. Nie chce mi się już myśleć nad nowymi metodami, którymi mogłabym zaskoczyć i zaciekawić dzieciaki. Dzieciaki- uczniów, w sensie.

Jak otwieram rano oczy i patrzę przez okno, to mam myśli samobójcze. NIE-NA-WI-DZĘ jesieni! Nienawidzę deszczu, wiatru, zimna i błota. Na szczęście, gdy pierwsze chwile depresji miną, ubieram się i jadę do szkoły, gdzie dzieciaki skutecznie poprawiają nastrój. A do tego dochodzą spotkania z Kasperkami i Panem, i (prawie) jesienne dni jakoś lecą. Oby zleciały jak najszybciej, bo już tęsknię za latem...

Generalnie, w skrócie, nie przedłużając niepotrzebnie: nie mam na nic czasu, bo siedzę albo w szkole, albo piszę konspekty na lekcje. Dzieciaki są cudowne i już wiem, że po skończeniu praktyk będzie mi ich brakowało. Nie wszystkich, ale Wiktora, Rysia, Dominika, Dawida, Mariana, Michała, Damiana, Kamila, Edwarda, Rafała i Sebastiana jak najbardziej :-)

PS Oglądam chyba za dużo BrzydUli- zaczynam mówić jak Viola...
PS 2 Wiem, że notka ta przypomina jeden wielki chaos, ale cóż zrobić. To i tak wielki sukces, że udało mi się wreszcie ją napisać. Także nie narzekać mi tu, tylko radować się z jej powstania!
Idę, bo zaczynam bredzić.

Jeszcze gratis, który mnie ostatnio bardzo wzruszył:

niedziela, 11 września 2011

Każdy czasami ma gorszy dzień

Zobaczyłam właśnie zdjęcie mojego byłego chłopaka z jego nową panienką. I- chociaż nic już do niego nie czuję- zabolało.

CD notki nastąpi jutro. Obiecuję!

sobota, 3 września 2011

Tolerancja to dążenie do zrozumienia innych

Nie znoszę ludzi, którzy się wchrzaniają, a nie mają odwagi nawet się podpisać. Zwykłe tchórzostwo, nic więcej. W stu procentach ufam osobie, której dałam adres tego bloga. A zresztą, nawet, jeżeli któreś z moich znajomych ma ten adres przypadkowo, to nie jest ani złośliwe, ani tchórzliwe. Także pisz sobie, pisz, Gallu Anonimie, jeżeli ma Ci to w czymś pomóc. Nie wiem co prawda w czym może pomóc takie 'coś', no ale przecież nie muszę rozumieć wszystkiego.

piątek, 2 września 2011

Być spadającą gwiazdą w czyichś marzeniach i spełniać każde życzenie

2. Czy nie żałujesz, że opuściłaś dawnego bloga?
Żałuję, oczywiście, że żałuję. Czasami nawet bardzo. Ale to miejsce jest bardziej odpowiednie dla mnie. Tylko jedna osoba z "realnego" świata zna ten adres. I to jest dobre. Kusi mnie czasem, żeby wrócić na Tenbit, ale walczę z tym pragnieniem.

3. Czy masz ulubione miejsca, w których czujesz się naprawdę dobrze?
Oczywiście. Są dwa takie miejsca.
 Pierwsze z nich, stadion piłkarski KS Victoria. Ten klub towarzyszy mi od czasów szkolnych. Miejsce, gdzie spędziłam wiele cudownych chwil w moim życiu. Tam poznałam swojego pierwszego chłopaka, tam pierwszy raz się całowałam, tam znalazłam przyjaciół, tam odnalazłam ogromną pasję. Dzisiaj Victoria jest miejscem, w które idę, gdy mam problem, gdy jest mi źle. Gdy chcę być sama. Tam się najlepiej myśli.




Drugim miejscem, w którym czuję się nieopisanie dobrze, jest Kraków. A przede wszystkim Wisła przy Wawelu. Piękne, cudowne, beztroskie miejsce. Lubię to!







Rozpoczęłam praktyki. Na razie jeszcze nie uczę, na razie tylko obserwuję. Byłam dziś na lekcjach w czwartej i piątej klasie. Własne zajęcia zacznę prowadzić prawdopodobnie od środy. Jestem dobrej myśli.

Dobry humor trzyma mnie po spotkaniu z Kasperkami. I proszę Boga, by trzymał mnie nadal. Aż do czwartku, do następnego spotkania. Coś mi się wydaje, że będę żyła od czwartku do czwartku. Cieszę się, że mam wreszcie na co czekać z niecierpliwością. Bardzo, bardzo się cieszę. Udział w Dniach Kasperiańskich było najlepszym co mogłam zrobić ze swoim życiem.

czwartek, 1 września 2011

Czy nie lepiej byłoby, zamiast tępić zło, szerzyć dobro?

Normalnie śmiech na sali, ironia, kpina, żart i nie wiem, jak jeszcze to nazwać. Zaliczyłam poprawkę na 5.

Zanotowałam tendencję spadkową jeżeli chodzi o pisanie.
--> czerwiec: 12 notek
--> lipiec: 11 notek
--> sierpień: 10 notek
Nie, to nie jest ważne. Ale ja już tak po prostu mam, że zauważam nikomu do niczego niepotrzebne rzeczy.

Po południu idę spotkać się z moim nowymi znajomymi- Kasperkami.

A teraz zarządzam sjestę, gdyż od trzech dni prawie nie spałam. Dobranoc więc.

środa, 31 sierpnia 2011

Najwyższy czas nienawiść zniszczyć w sobie

Prokrastynacja- w psychologii: patologiczna tendencja do nieustannego przekładania pewnych czynności na później, ujawniająca się w pewnych dziedzinach życia. Prokrastynator ma problemy z zabraniem się do pracy i odkłada jej wykonanie, zwłaszcza wtedy, gdy nie widzi natychmiastowych efektów. Prokrastynacja najczęściej pozostaje nierozpoznana, a prokrastynatorów uważa się za leni, przypisując im brak silnej woli i ambicji. 
(żródło: wikipedia.org)

Właśnie odkryłam u siebie takie oto zaburzenie. I to pewnie dlatego nie mogłam się zmotywować wczoraj, żeby napisać, że zaliczyłam poprawę z ćwiczeń (!!!). I to pewnie dlatego teraz nie mogę zebrać się do nauki na jutrzejszą poprawę egzaminu, a zamiast tego bawię się mazakami... (rezultaty poniżej...). Ale mam przecież całą noc na naukę, prawda?

Gadałam wczoraj dość długo z x.Damianem. Bo, uwaga!, założyłam konto na fejsbuku (czad, wiem). I, kurcze, super mi się z nim rozmawia. Ja czytam z jego myśli, on czyta w moich. Jakbym znała go co najmniej kilka lat. Rzadko spotyka się takie osoby. Takie bratnie dusze. Mam nadzieję, że znajomość przetrwa, a z czasem przekształci się w przyjaźń.

A Karol wyjechał. Bez pożegnania. Widocznie moja tęsknota będzie nieodwzajemniona.

Rezultaty nauki:





poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Się rozkochałam na Twoim punkcie!

Nawet jeżeli przez te dwa dni, które zamiast na nauce spędziłam na Dniach Kasperiańskich zawalę tę poprawę, to nie będę żałować. Bo było cudownie. Podoba mi się ta Miłość, ta radość, ten ciągły uśmiech. Cieszenie się z drobiazgów- z biedronki, ze spadającego liścia, z wiatru, z możliwości zaproszenia balonika na spacer... Cieszenie się z możliwości posiadania marzeń, z muzyki. No i ci wspaniali ludzie. Dla takich chwil warto żyć, naprawdę. Oczywiście, oni znają się od kilku lat, są więc bardzo zgrani, tworzą swoją paczkę. I mimo, że wszyscy są bardzo mili i życzliwie nastawieni, to jednak trudno jest wejść w ich świat. A ja chcę w to wejść. Chcę tym przesiąknąć.

A poprawa już jutro... O tej porze będę już po. Strach się bać. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja nie tyle boję się niezaliczonego pozytywizmu, co spotkania z dr C.

środa, 24 sierpnia 2011

Każda ciemna noc ma zawsze jasne zakończenie

Dowiedziałam się dzisiaj, że Karol wyjeżdża na stałe do Krakowa. I już zaczęłam tęsknić. Dziwnie będzie bez niego. Pusto. Wiem, wiem- są pociągi (co prawda coraz częściej nie jeżdżą, ale jednak są), komunikatory, internet, telefony... Ale jednak kontakt na pewno poniekąd zaniknie. Nie chcę stracić Karola. Nie jego.

Czasami wydaje mi się, że ten ciemny kolor na głowie mam po to, by zamaskować to, że intelektualnie jestem blondynką. I nie chcę tu urazić nikogo o blond włosach, chodzi mi o taką blondynkę z kawału. No bo jak inaczej nazwać to, że dzwonię w sprawie pracy i gdy facet pyta skąd dzwonię, ja odpowiadam że ogłoszenie znalazłam na słupie...? Żenada. Takim jak ja powinno się zabronić kontaktów z otoczeniem.

A teraz wracam czytać, cześć!

czwartek, 18 sierpnia 2011

Hej, czy ty wiesz, że ja się w tobie kocham?

Chciałabym móc napisać coś ciekawego, no ale niestety. Zbyt dużo to się u mnie nie dzieje. I raczej nic nadzwyczajnego. Żyję sobie w swojej rzeczywistości. Ani szarej, ani zbyt kolorowej. Takiej zwykłej.
Jeżdżę do Babci, spotykam się z Magdą, oglądam Brzydulę.

Na przyszły tydzień szykuje się ognisko z Magdą, Łukaszem, Mariuszem i Marcinem.

W przyszły weekend ja i Marta wybieramy się na rekolekcję. Nie mogę się już doczekać. Nie wiem tylko, czy wybrać warsztaty muzyczne, plastyczne czy teatralne. Marta wybrała muzyczne. A w moim przypadku, jako, że stado słoni nadepnęło mi kiedyś na obydwoje uszu śpiewanie i tym podobne odpadają w przedbiegach. Jakichś szczególnych uzdolnień plastycznych też nie posiadam, ale od jakiegoś czasu poszukuję bezskutecznie kolczyków-cytrynek, liczę więc na to, że coś podobnego mnie tam nauczą zrobić. Ale jeszcze to przemyślę.

Coraz bliżej poprawa pozytywizmu. A ja jak nic nie umiałam, tak nic nie umiem. I nie potrafię zmotywować się do nauki.

I tyle.

piątek, 12 sierpnia 2011

Chcesz być szczęśliwy? Podnoś ciągle poziom optymizmu we krwi

Z racji że dość miałam siedzenia w domu, wybrałam się wczoraj na spacer. Byłam na Jasnej Górze. I, kurcze, jak już tam weszłam, to nie mogłam wyjść. Ludź na ludziu. I znowu zaczęłam żałować, że nie poszłam na pielgrzymkę. Bo tyle pozytywnej energii było w tych wszystkich ludziach. Ale w przyszłym roku to już na pewno pójdę. Na pewno!

Denerwuje mnie fakt, że najlepsze pomysły przychodzą mi do głowy zawsze kiedy już leże w łóżku, zasypiam i nie mogę zmusić się do wstania i zapisania tych kilku zdań. Rano pamiętam mniej-więcej o co chodziło, ale nie potrafię już ta ładnie ubrać tego w słowa. Bez sensu, wiem.

Strasznie boli mnie brzuch. Idę więc pocierpieć trochę w samotności, cześć!

czwartek, 11 sierpnia 2011

Bo świat, jeśli tylko zapragniesz, przyjaźni da znak!

1. Czy masz jakieś uzależnienia?
Mam. Nie są one szczególnie groźne, ale kilka mam.
Pierwszym i chyba najbardziej inwazyjnym jest uzależnienie od muzyki. Po prostu nie znoszę ciszy. Musi coś grać i zazwyczaj nie jest ważne co. Nie zniosę tylko takiego bezsensownego (według mnie!) walenia zwanego techno. A poza tym słucham zachłannie wszystkiego i zawsze. Podczas nauki, oglądania telewizji, czytania, kąpieli... Nie zasnę także w ciszy. Także muzykę stawiam na pierwszym miejscu.
Na drugim miejscu jest herbata. Ostatnio zauważyłam, że w kuchni, w półce nad zlewem coraz więcej miejsca zajmują pudełka z herbatą. I to za moją sprawą. Być może dla niektórych wyda się to dziwne, ale zamiast piwa wolę się napić jakiejś fajnej herbaty.
Trzecie miejsce zajmują książki. Dzień bez czytania jest dniem straconym! Koniec myśli.
I czwarte miejsce. Na tej lokacie umiejscowieni są panowie. Jest czterech takich, na których mogłabym patrzeć całymi dniami i nocami. Są to, oczywiście, ci,  których zdjęcia widnieją po lewej stronie. I o ile swoją fascynację Marcinem Dorocińskim i Stefanem Terrazzinem rozumiem, o tyle za Chiny nie wiem, co mi się podoba w Andrzeju Chyrze i Czesławie Mozilu. No po prostu nie wiem. Ale mają chyba to coś. Co kręci i podnieca... No i ostatnio dołączył do nich ten młody Robert Pattinson. Nie urzekł mnie jako Edward, urzekł mnie jako Jakub Jankowski. Ten uśmiech i ten głos.

wtorek, 9 sierpnia 2011

Są ludzie, po spotkaniu których już nigdy nie jesteśmy tacy sami

Wybrałam się wczoraj na zakupy. A ponieważ nie spodziewałam się jakiegokolwiek odzewu ze strony kogokolwiek, telefon zostawiłam w domu. Na zakupach spotkałam Łukasza. Słyszał, że łowienie ryb relaksuje, więc kupił sobie wędkę i zapytał, czy nie wybrałabym się z nim nad staw. Jako, że nie widzieliśmy się prawie rok i troszkę mi się za nim tęskniło, to pojechałam. Pojechaliśmy w najbardziej odludne miejsce, żeby nie było wstydu, że Łukasz nie potrafi nawet wędki zarzucić... Nigdy w życiu nie oglądałam nawet żadnego programu o wędkowaniu, ale dość dziwne wydało mi się łowienie ryb na kukurydzę konserwową. Łukasz stwierdził, że tak mu polecił pan w sklepie wędkarskim. Ale tak czy inaczej nic nie złowił. Może dlatego, że nie wiadomo, czy w tym stawie w ogóle żyją ryby...
Wróciłam do domu, spojrzałam na telefon, a tam siedem połączeń nieodebranych i dwa smsy. Wszystko od Magdy. Dobijała się z pytaniem, czy przyjdę się z nią spotkać. Napisałam, że nie wzięłam telefonu, bo nie przypuszczałam, że ktoś sobie o mnie przypomni. Na odpowiedź się nie doczekałam. Cóż, widocznie już nie byłam jej potrzebna.

Ale nie ma się co mazać.
Humor wczoraj (i trzyma do dzisiaj) poprawił mi Łukasz. Tak mi się ciepło na sercu zrobiło jak zobaczyłam go dumnie kroczącego w moją stronę. Dobrze jest mieć takiego przyjaciela.

niedziela, 7 sierpnia 2011

Jak mam kochać?, powiedz, jak? Kiedy rani mnie mój brat

PRZYJAŹŃ- bliskie, serdeczne stosunki z kimś oparte na wzajemnej życzliwości, szczerości, zaufaniu, możności liczenia na kogoś w każdej okoliczności.
Słownik języka polskiego, t. III, red. prof. dr Szymczak Mieczysław, Warszawa 1988, s. 1039.

A teraz spójrzmy obiektywnie:
1. Czy nasze stosunki są bliskie? Raczej TAK.
2. Czy nasze stosunki są serdeczne? Raczej TAK.
3. Czy nasze stosunki są oparte na wzajemnej życzliwości? Raczej TAK.
4. Czy nasze stosunki są oparte na wzajemnej szczerości? NIE powiedziałabym.
5. Czy nasze stosunki są oparte na wzajemnym zaufaniu? NIE do końca.
6. Czy nasze stosunki są oparte na wzajemnej możności liczenia na siebie w każdej okoliczności? Na pewno NIE.

Podsumowując: TAK- 3 głosy, NIE- 3 głosy.
Uznaję jednak, że możliwość liczenia na kogoś w każdej sytuacji i wzajemne zaufanie i szczerość są ważniejsze niż bliskie i serdeczne stosunki.
Czyli nie jest moją przyjaciółką. Nie mogę nazwać przyjaciółką osoby, która pojawia się tylko kiedy to ona czegoś potrzebuje. Kiedy ja mam problem, kiedy ja sobie z czymś nie radzę, ona jest w pracy, jest zajęta, nie ma nawet czasu odpisać na głupiego smsa.

Jestem żałosna, że daję się tak wykorzystywać.

sobota, 6 sierpnia 2011

Szczęście nie oznacza, że wszystko musi być idealnie

Zdałam sobie właśnie sprawę z tego, że nie mam życia towarzyskiego. Głupie uczucie. Powiedziałabym nawet, że lekko dołujące.

Wakacje na półmetku, a ja nie zrobiłam jeszcze nic fajnego, nic szalonego. Nie mam pomysłu na siebie.

Mój spokój psychiczny burzy lekko świadomość zbliżających się praktyk i poprawy z pozytywizmu.
Od samego początku nie mogłam doczekać się tych praktyk. A teraz, kiedy został równy miesiąc do ich rozpoczęcia, zaczęłam się trochę stresować. Mam nadzieję, że to minie.
Strasznie, ale to strasznie boję się za to poprawy z pozytywizmu. Aż mi niedobrze na samą myśl o tym. A myślę coraz częściej.
Wiem, że dam radę. Bo muszę dać. Ale mimo wszystko...

Dorotko, baw się dobrze!

wtorek, 2 sierpnia 2011

Przyjaciela mam, co pociesza mnie

Oto tu jesteśm mój Boże. Szukasz mnie? Czego chcesz? Nie mam Ci nic do dania. Po naszym ostatnim spotkaniu, nic nie odłożyłam dla Ciebie. Nic... Ani jednego dobrego uczynku. Byłam zbyt zmęczona.
Nic... Ani jednego dobrego słowa. Byłam zbyt smutna. Obrzydzenie życiem, nuda, bezużyteczność.
-Ofiaruj! 
Zniecierpliwienie, gdy każdego dnia widzisz dzień kończący się bezużytecznie. Pragnienie, by odpoczywać wolna od obowiązków i zobowiązań, obojętność na dobro, które należy uczynić, zmęczenie Tobą, mój Boże!
-Ofiaruj! 
Ospałość duszy, wyrzuty sumieniaza moją apatię silniejszą od wyrzutu... Potrzeba bycia szczęśliwą, czułość, która wyczerpuje, ból, że jestem taka jaka jestem, niestety...
-Ofiaruj!
Niepokoje, lęki, wątpliwości... Panie, niczym szmaciarz wędrujesz, zwbierając odpadki i śmieci. Co chcesz z nimi zrobić, Panie?
 -Królestwo Niebieskie.


Wiem, że jeszcze bardzo długa droga przede mną, ale jestem na dobrej ścieżce prowadzącej do celu. Jestem pełna wiary. I zaufam...
Od dziś mam nowy hymn- Zaufaj Panu!

Ciekawe, czy ks. A. mieszał w tym palce...

czwartek, 28 lipca 2011

Ktoś był i był, a później zniknął i uporczywie go nie ma

Długo odwlekałam napisanie tej notki. Bo boli mnie to, o czym będę pisac.
Byłam wczoraj na pogrzebie. Zmarł ksiądz, który był u mnie w parafii dwadzieścia dwa lata. Nie pamiętam tego kościoła bez niego i jest mi trudno przywyknąc do faktu, że już go nie ma.. Przywyknąc to chyba złe słowo, bo nie można przywyknąc do czyjejś śmierci. Wiem, że trzeba się w tym pogodzic. Trzeba życ dalej.
Ksiądz Antoni był moim spowiednikiem. Wiedział o mnie więcej, niż moja rodzina. Wiedział z czym mam problemy, z czym sobie nie radzę, co mi sprawia trudności.

Zmarł w niedzielę w kościele. Zmarł nagle. Serce stanęło i juz nie ruszyło, po prostu. Po prostu, taka zwykła śmierc.
Ja dowiedziałam się o tym w poniedziałek. Szłam do kościoła i zastanawiałam się jak to możliwe, że zmarł taki dobry człowiek, a ten świat nadal istneje. Ptaki nadal śpiewają, samochody jeżdżą, ta cholerna Ziemia nadal się kręci...

Mam tylko nadzieję, że już jest w Niebie, że już jest w pełni szczęśliwy.

sobota, 23 lipca 2011

Za rok, może dwa...

Ogłaszam, że nie będę pisać. Jako usprawiedliwienie podam, że zaczynam dzisiaj remont w domu i na jakiś tydzień będę odcięta od Internetu, a co za tym idzie- od świata.
Ale wrócę- spoko, loko!, i wszystko nadrobię.

piątek, 22 lipca 2011

A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój...

Jak nic mam nadmiar prolaktyny. Obejrzałam właśnie Wodę dla słoni. Przeryczałam połowę.
(Tak na marginesie: ten Robert to jednak jest cudowny... Chociaż Polak z niego bardzo marny)




Panie i Panowie, przedstawiam Wam Dziubaskową! Ma 22 tygodnie i waży 0,5 kg!
Ale nie będzie moją chrześniaczką. Nie stać mnie na luksus bycia chrzestną. Bardzo żałuję.

czwartek, 21 lipca 2011

Ocal mnie, nim utracę wiarę w sens...

Chyba klimakterium przechodzę, bo mam nastroje zmienne jak jeszcze nigdy. Śmieję się tylko po to, by za chwilę płakać zupełnie bez powodu. Chyba, że powodem można nazwać kłótnię z mamą, brak pracy, niezaliczony semestr i tę cholerną samotność. Nie mogę sobie poradzić z wzięciem się w garść. A wiem, że muszę.

Przeczytałam Zmierzch i zakochałam się w Robercie P. Bez sensu, wiem.
To było moje drugie podejście do tej książki i powiem szczerze, że trudno jest mi ją ocenić. Za pierwszym razem odstraszył mnie styl pisania (lub tłumaczenie, nie wiem) i zrezygnowałam po 30 stronach. Tym razem starałam się tak bardzo nie zwracać na to uwagi i CZYTAWSZY, koncentrować się na tym co czytam. Historia sama w sobie nawet mi się spodobała. Czułam na sobie chłodny dotyk Edwarda i rzęsisty deszcz padający w Forks. Wciągnęłam się. I przeżywałam tę książkę. A dawno nie czytałam książki, która pochłonęłaby mnie tak do końca. Zmierzchowi się udało. Ale jednak wampiry to w dalszym ciągu temat, który mnie drażni i odrzuca. Mimo to chętnie sięgnę po kolejną część, kiedy będę miała ochotę na odmóżdżenie.

Zmotywowałam się wczoraj, żeby wyjść z domu. Pojechałam na zakupy. To, co przeżyłam w autobusie sprawiło, że straciłam wiarę w sens tych zakupów. Ludzi oczywiście jak za komuny, dziury w drogach i korki o każdej porze dnia i nocy, to już chyba norma. I, kurcze, wiadomo jak jest w autobusie: zimą zimno, latem gorąco. Wszystkie pozamykane okna sprawiły, że byłam bliska omdlenia. I jeszcze jakiś facet wciskał mnie w barierkę. Kilka minut jazdy dłużej i chyba bym wybuchła.
Kupiłam czarny kapelusz i wino. Czerwone. I zostałam poproszona przez panią kasjerkę o dowód. Dziwnie się czułam. Ale z drugiej strony, gdy inna pani kasjerka powiedziała do mnie kilka tygodni temu na ty, trochę się we mnie zagotowało. Eh, sama już nie wiem czego chcę.

Potrzebuję słońca. CHCĘ słońca! W tym momencie!

PS Przepłakałam właśnie całą Szkołę uczuć. Aż mnie oczy pieką.

poniedziałek, 18 lipca 2011

Najgorzej w zyciu to samotnym byc...

Zdałam sobie sprawę z tego, że chociaż mam pełną rodzinę, chociaż otacza mnie mnóstwo ludzi, ja tak naprawdę jestem sama.
Wszystko się rozpada. Zastanawiam się, co ja w sobie mam takiego, że tak bardzo odstraszam ludzi.

piątek, 15 lipca 2011

Oprócz blekitnego nieba nic mi dzisiaj nie potrzeba!

Widziałam spadającą gwiazdę. I nie pomyślałam życzenia, bo... nie wiedziałam jakie. Ale to nie jest tak, że nie mam marzeń. Mam, oczywiście, że mam. Gdy człowiek przestaje marzyć- umiera. Ale moje marzenia są na tyle osiągalne, że sama poradzę sobie z ich spełnieniem. Nie potrzebuję do ich realizacji czarodziejskiej mocy. To sprawiło, że naprałam jakiejś dziwnej pewności siebie. I wiary.

Dni mijają mi jeden za drugim. Nie robię nic na co nie miałabym ochoty. Trochę czytam, trochę piszę. Leżę i rozmyślam. I jest mi najzwyczajniej w świecie fajnie.

Dzisiaj rozkoszuję się głosem Scotta Grimesa. Następny ideał trafiający dźwiękami w miejsca mojego ciała,  w które powinien.

czwartek, 14 lipca 2011

A to zycie zawodu jest warte!

Jestem artystką, a artyści pracują (tworzą!) nocami. I to jest powód mojego spania do południa, o! Wymyśliłam to przed chwilą wracając z galerii.
Zabrakło mi zielonej herbaty, a ja niestety nie potrafię bez niej funkcjonować. I jak tak teraz o tym pomyślę, to chyba jest to moje jedyne uzależnienie. Zbierałam się godzinę po tę herbatę. I zebrałam się na trzy minuty przed burzą. Zmokłam, ale dla zielonej herbaty było warto.
I tak szłam w tym deszczu. I wdychałam ten cudowny zapach. I było mi dobrze. I zapragnęłam zrobić coś szalonego. Kompletnie zwariowanego. Tańczyć nago w deszczu, albo turlać się po mokrej trawie. Niestety nie starczyło mi odwagi. Zresztą samej to raczej marna przyjemność.

Wróciłam sercem, duszą i całą sobą do Janusza Radka.
Każdy dźwięk wyśpiewane przez niego przyprawia mnie o dreszcze. Wsącza się w najbardziej niedostępne zakamarki mojego ciała. Ideał. Mógły mi nawet abecadło śpiewać, a ja słuchałabym cały dzień. I noc. I następny dzień. I jeszcze, i jeszcze...
Pierwszy raz usłyszałam Niech żyje bal w jego wykonaniu. Cudo. Klasa sama w sobie.
Idę dalej się rozpływać.


Może napiszę jakiś sensowny ciąg dalszy do mojego opowiadania. Trzymajcie kciuki.

środa, 13 lipca 2011

A moze by tak, dla odmiany, zakochac sie z wzajemnoscia?

Karol znowu się mną pobawił. Znowu nic sobie nie robi z moich uczuć. Znowu. Znowu. Znowu, kurwa, znowu!!!! Ale to już ostatni raz. Obiecuję, ostatni raz.
Była kolejna próba. Kolejna nieudana próba. Ostatnia próba.
Nie skrzywdzi mnie. Już nigdy, przenigdy. Nie będę już płakać. Nie przez niego. Nie zasługuje na moje łzy.

Przepraszam, bardzo nie lubię używać wulgaryzmów w moich wpisach. Ale dzisiaj czuję się kompletnie rozbita. I sama nie wiem, tak jakoś.

wtorek, 12 lipca 2011

Znajdz czas, by zatanczyc machajac rekami

Notka napisana 10 lipca. Ale mój kochany Internet nie był tak łaskawy, by pozwolić mi ją dodać. Stąd to opóźnienie.

Ludzie na Śląsku mają zupełnie inną mentalność. Są otwarci, życzliwi, uśmiechnięci. Miałam imieniny i nie mogłam prawie nikogo wyciągnąć do baru, a tam każdy pretekst jest dobry do zabawy.

Na weselu było bardzo fajnie. Mimo, iż Mateusz tańczy gorzej niż ja, co nie jest łatwe do osiągnięcia.
W głowie zawrócił mi Szwed, Juan (vel. Johan), który po polsku umiał powiedzieć tylko "do dna". Stereotypy mówią, że ludzie ze Skandynawii są oziębli i odzywają się tylko kiedy jest to niezbędne. A Juan bez przerwy gada, bez przerwy się śmieje. Bardzo pozytywny człowiek. Pił równo z nami, Polakami. I podczas gdy wszyscy byli jeszcze w stanie niewskazującym, Juan już przytulał się do wszystkich. Więc może w tym przypadku stereotyp mówi prawdę...

Bardzo spodobało mi się to, że Państwo Młodzi zamiast kwiatów zażyczyli sobie artykuły szkolne, które przekażą do domu dziecka. Bardzo fajnie.

No i ogólnie jest kilka różnic między ślubem i weselem na Śląsku, a ślubem i weselem "u mnie". Jak powiedziałam, że u mnie śluby zaczynają się o 16- 17, to byli niemal przerażeni, że tak późno. U nich Państwo Młodzi od razu po ślubie jadą do domu Panny Młodej zawieźć błogosławieństwo otrzymane od księdza. Oni zaś nie słyszeli o czymś takim, jak wykupywanie butów.
Czekam teraz na zaproszenie na góralskie wesele, żeby dalej poznawać tradycje regionalne. Bo spodobało mi się to poznawanie, nie powiem, że nie.

Koleś, który mnie odwoził do domu, zaprosił mnie na śląską dyskotekę. Ale powiedział z góry, żebym zarezerwowała sobie tydzień na tę imprezę...

A tak z takich codziennych spraw, to mogę napisać, że ciągle nie mogę przestać myśleć o ścigaczu. Może zdobędę się na odwagę i pójdę na to prawo jazdy? Fajnie by było mieć takie cudo...

czwartek, 7 lipca 2011

Nic nie robic, zupelnie nic nie robic...

Kurcze. Kurcze, kurcze, kurcze, kurcze.

Niby wszystko dobrze. Ale jakoś tak... Za dobrze?
No fakt, ja lubię mieć utrudnione życie, zapomniałam. Nie może być monotonnie, nudno, nie może być... dobrze.

Udało mi się dopchać wreszcie na to całe USG. Wątroba- ok, nerki- ok, aorta- ok, pęcherzyk żółciowy- ok, trzustka- ok, pęcherz- ok. Szkoda tylko, że na USG nie wykrywa się nieprawidłowości jelit. A to najprawdopodobniej z nimi mam na pieńku. Jutro będę miała wyniki krwi. I zobaczymy co dalej.
Czasami zastanawiam się kiedy zostanę lekomanką albo hipochondryczką. A może nawet obiema naraz.

Od tygodnia mam wakacje. Od tygodnia siedzę w domu. I jem, jem, jem... Efekt? +1 kg więcej na wadze. Ble.

W sobotę od 12:00 weselę się w Tarnowskich Górach. Oczami wyobraźni już widzę, jak mnie spiją na tym śląskim weselu.
A jutro dzień przygotowań. Farbowanie, piłowanie, malowanie, depilowanie, maseczkowanie (jest takie słowo?!), przymierzanie, pakowanie... I tak dalej, i tak dalej.

piątek, 1 lipca 2011

Zwyciestwo tez w tobie sie tli...

Są wyniki konkursu.

 Z uwagi na bardzo wysoki i wyrównany poziom artystyczny zgłoszonych utworów komisja
konkursowa postanowiła dodatkowo wyróżnić w formie dyplomów oraz nagród książkowych
następujących autorów:


I wśród tych autorów jestem ja.
Moje opowiadanie (a wraz z nim ja) zajęło czternaste miejsce. Na trzysta dziewięćdziesiąt. Nie najgorzej. Ale mimo wszystko mam niedosyt. Niby fajnie, będę miała dyplom za udział w czołówce i jakąś nową książkę. Ale tak bardzo chciałabym wydać swoją książkę. Prędzej czy później mi się to uda, bo nawet jeżeli nikt nie będzie chciał jej wydać, to zrobię to na własny koszt. Ale wolałabym, żeby to było jednak prędzej.

Byłam u lekarza. Dostałam skierowanie na USG, krew, mocz. I tabletki. Najprawdopodobniej są to jelita. Zobaczymy, co to będzie.

Coś jeszcze miałam napisać, ale już zapomniałam.

środa, 29 czerwca 2011

Niech ktos zatrzyma wreszcie swiat- ja wysiadam!

Jestem chyba przemęczona. Albo wpadłam w jakąś apatię, czy coś.
Boli mnie żołądek od dwóch dni. I nie pomaga ani No-spa, ani mięta, ani nic. Dam mu jeszcze jeden dzień na wyzdrowienie i jak nic się nie zmieni, to jutro się pofatyguję do lekarza, no bo cóż.

Dość długo czekałam wczoraj na autobus. Siedziałam na przystanku. Obok przystanku było coś w rodzaju boiska do koszykówki. Grali na nim chłopcy, w liczbie ok. dziesięciu, w wieku ok. szesnastu- siedemnastu lat. Grali sobie, grali, od czasu do czasu któryś zaklął, ale nie kaleczyło to uszu aż tak bardzo. A później przyszły cztery nastolatki. Podejrzewam, że nie miały piętnastu lat. I się zaczęło... Piętnaście przekleństw w jednym zdaniu. Nie wiem, czy one uważają, że to jest fajne? Przecież słuchać się nie da takiego jazgotu.

Poszłam na egzamin umiejąc trzy zagadnień. Na trzydzieści. I... tak, pierwszy raz w życiu miałam szczęście. Trafiłam na jedno z tych trzech. Na drugie pytanie coś tam pościemniałam i dostałam trzy i pół. I dobrze. Do września mam spokój.

Moja podświadomość mnie przeraża. Zamknę oczy- widzę Huberta. Zasnę- widzę Huberta. Idę ulicą- w każdym chłopaku widzę Huberta. Wszędzie Hubert, Hubert, Hubert. Jest źle. Nie powinnam o nim myśleć.

Karol ma dzisiaj obronę.

Wiadomość z ostatniej chwili: zobaczyłam w googlach grafice, że to jednak nie żołądek mnie boli. Ale gorsze jest to, że teraz nie wiem, co to jest, bo w miejscu, w którym mnie boli nie ma nic. Chyba nie obejdzie się bez lekarza.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

W malzenstwie wazne jest nie tylko dobrac sie zaletami, ale i wadami

I powiedzieli TAK. Ojej.

Jutro mam ostatni egzamin w tej sesji. Jeżeli go zaliczę, to do września mam spokój. O ile zaliczę. Nauka idzie mi bardzo opornie dzisiaj. Siedzę nad tym cały dzień, a nie umiem praktycznie nic. Nie mogę się skoncentrować. Myślami błądzę cały czas gdzieś w wydarzeniach ostatnich dni.
I ciągle myślę o Hubercie. Ciągle mam go przed oczami.
A przecież nie powinnam, przecież jest Karol. Mam ewidentny talent do utrudniania sobie życia.
Jest mi źle. Nie ogólnie, ale w tym momencie.

piątek, 24 czerwca 2011

Cisza moze byc wymowniejsza od słow

Rozleniwiłam się. Nawet nie chce mi się napisać nic nowego. Ale poprawię się, obiecuję.

Jutro ślub i wesele J. i M. Dowiedziałam się godzinę temu, że będę świadkową. Jako, że nie chcieli kwiatków wyruszyłam dzisiaj na poszukiwanie czegoś w zamian. Musiało być to coś praktycznego, nie jakiś zbieracz kurzu. I pomyślałam o Dziubasku. Największy problem był z tym, że wszystko było albo koloru niebieskiego, albo różowego. A jako że nie wiem, czy mój chrześniaczek to Dziubasek czy Dziubaskowa, miałam dylemat. Ale znalazłam ładny leżaczek w kolorze bordowym, postanowiłam nie wybrzydzać. Tym bardziej, że moje zasoby finansowe są obecnie mocno ograniczone.

Zaprosiłam wczoraj K. nad rzekę. Na wino. Wieczorem. Miło było. Ale nadal nie wiem, czy umiałabym z nim być. Niby mówi się, że od przyjaźni do miłości jest jeden krok. Ale czy naprawdę? Znamy się już siedem lat. Czy można ot tak powiedzieć Dobra, to od teraz jesteśmy parą...?

niedziela, 19 czerwca 2011

Nie czekać dluzej, wyjsc temu na wprost

Chciałabym zasypiać przytulona, i przytulona się budzić. Chciałabym czuć jego bliskość, bijące od niego ciepło...


Jeśli kochać, to wszystko z siebie dać...

Mezczyzni kochaja sie w kobietach, ktore interesuja sie nimi. Kobiety wrecz przeciwnie

Wyszłam wczoraj z Magdą na miasto. Chciałam dobrze się bawić, zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. Nie myśleć o pozytywizmie, o uczelni, o K...
A co się okazało? O ile o studiach nie myślałam, to o K. niemal bez przerwy. Co się ze mną dzieje?!

Spotkałam też wczoraj Ł., który kiedyś bardzo, bardzo mi się podobał. I, jak się okazało, podoba mi się nadal. Kurcze.

piątek, 17 czerwca 2011

Bac sie milosci, to bac sie zycia; kto boi się zycia, jest już trzy czwarte martwy

Boję się, że nie będę umiała traktować K. jak chłopaka. Znam go jak własną kieszeń. Traktuję go jak brata. Mówię mu wszystko. Przy nim jestem sobą. Chce mi się płakać to płaczę, chce mi się śmiać to się śmieję. Chcę milczeć to milczę. Boję się, że to wszystko legnie w gruzach i będzie tak, jak za każdym razem. A co, jeżeli znowu to zniszczymy? Czy warto?

Odwiedziłam dzisiaj SP51, w której spędzę cały wrzesień ucząc dzieci. Poznałam moją polonistkę-przewodniczkę. Niesamowitą ma energię ta kobieta, naprawdę. Gada jak najęta, nie dopuściła mnie do słowa. I chyba ma ADHD niestwierdzone nieleczone. Jeżeli chodzi o ilość uczniów, to normalnie szał pał: w klasie IV- siedemnaście osób, w klasie V- osiem, w klasie VI- dziesięć. Żyć nie umierać.
Będzie fajnie.

Egzamin z psychologii zaliczyłam na 5.0. Jestem z siebie dumna. I żałuję, że zamiast filologii polskiej nie wybrałam psychologii.

czwartek, 16 czerwca 2011

Czesto szuka sie sensu zycia przy pomocy bezsensownych metod

Czuję się strasznie. Psychicznie, fizycznie, i jak tak jeszcze się da. Mój organizm odmawia posłuszeństwa. Ale w sumie mu się nie dziwię.
Wypalam się.

Chciałabym, żeby ktoś za mnie podejmował te trudne decyzje. Bo... one są trudne, a ja jestem za mało dojrzała emocjonalnie, żeby sama sobie poradzić. Niech mnie ktoś uratuje.

Potrzebuję odmóżdżenia.

Bez sensu, wiem.

środa, 15 czerwca 2011

Aby poznac wartosc jednego roku, zapytaj studenta, ktory odpadl w egzaminach koncowych

Postanowiłam, że egzamin z pozytywizmu zaliczę we wrześniu. Eee... nie, zaraz, zaraz, pomyliłam wszystko. Przecież to szanowna pani dr C. tak postanowiła.
Ma rozdwojenie jaźni, biedna kobieta. No ale cóż, jedyne co mogę zrobić, to współczuć z całego serca. Cytuję jej własne wypowiedzi z zajęć, a ona mówi, że to jest źle, że to nie o to chodzi. Jednego dnia słowo tępić jest trywialne i polonista nie powinien go używać, następnego dnia sama używa tego określenia. Jednej osobie zadaje jedno pytanie i zalicza na czwórkę, druga odpowiada dobrze na trzy pytania i nie dostaje zaliczenia w ogóle. Pytanie, które w piątek jest na ocenę bardzo dobrą, w poniedziałek staje się pytaniem banalnym i jest na trójkę.
Dom wariatów.

Całowałam się wczoraj z K. Bardzo dziwnie się z tym teraz czuję. Niby zdarzało się to już miliony razy, ale teraz wyszło z mojej inicjatywy i jest mi bardzo, bardzo dziwnie. Aha, przecież ja w ogóle jestem dziwna, no tak, znowu o tym zapomniałam.

Chyba jedyną rzeczą jaką robię perfekcyjnie jest komplikowanie sobie życia.

Wracam do notatek z psychologii. Mam caaaałą noc na robienie ściąg. Także życzę sobie powodzenia. A dziękuję, dziękuję, przyda się.

Kurcze, zaraziłam się chyba od dr C. rozdwojeniem jaźni.

sobota, 11 czerwca 2011

Swiat cierpi na brak mezczyzn, szczegolnie tych, ktorzy sa cokolwiek warci

Pozbyłam się wszystkich pamiątek po Misiaku. Wszystkich, wszystkich, wszystkich! Oj, no dobra, prawie wszystkich. Zostawiłam bieliznę od niego. Co prawda nigdy nie miałam jej na sobie, leży zapakowana w szufladzie biurka. No ale przecież nie wyrzucę takiej ładnej bielizny. Ale poza tym nic nie zostało. Potargałam listy, spisane smsy, połamałam wyschnięte róże. Zajęło mi to czterdzieści minut, a zbierałam się do tego cztery lata. Tyle czasu...
Misiak to chyba pierwszy i, jak do tej pory jedyny facet, którego kochałam. A może nie kochałam?, może po prostu miałam obsesję na jego punkcie? Nie wiem, nieważne już.

Żałuję czasami, że nie potrafię w odpowiednim momencie ugryźć się w język. Potrafię powiedzieć nawet najgorsza prawdę. Potrafię powiedzieć najbardziej uszczypliwą uwagę. Potrafię wytknąć najbardziej bolesną prawdę. Czasami to u siebie lubię, czasami- wręcz przeciwnie. Dzisiaj nie lubię.

czwartek, 9 czerwca 2011

Porazka jest jedynie szansa na to, aby zaczac jeszcze raz - inteligentniej

Brak zsynchronizowania "tu i teraz" sprawia, że dystans czasowy i przestrzenny między narratorem a światem przedstawionym określa się jako duży, związany z szerokim horyzontem narracyjnym. Najbardziej znamienną cechą polskiego realizmu są ciągłe zmiany perspektywy czasu i przestrzeni. Dokonują się one przeważnie bez żadnego uzasadnienia.


Być może  gdybym to wiedziała, zaliczyłabym dzisiaj ten nieszczęsny pozytywizm. A tak mam dwa w indeksie i poprawę w przyszły wtorek. Wiedziałam, że jak nie nauczę się jednej jedynej rzeczy, to z tej jednej jedynej rzeczy zostanę zapytana. Ot tak, po prostu, taki życiowy pech. Ale chyba dr C. nie była dzisiaj w dobrym humorze, bo tylko Patka zaliczyła. Ale nie ma się właściwie co dziwić- Patka ma łeb jak sklep. Przejrzy raz notatki, pójdzie, zaliczy, zapomni i ma z głowy. A ja? Ja nie śpię przez trzy noce, kuję jak głupia i nie zaliczam. I taka to polityka.
Czyli co, jednak do czterech razy sztuka? Oby.

Dzisiaj trochę się podołuję. Ale jutro już wezmę się w garść. Ogarnę się, posprzątam pokój, zmyję z paznokci pozostałości lakieru. I schowam wreszcie głęboko, głęboko zimowe buty. To już chyba najwyższy czas.


Jak on mnie rani. Pisze: Zależy mi na Tobie, Nadal siedzisz w moim serduszku, Chciałbym spróbować jeszcze raz... A później wszystko odwołuje. Bo był pijany, bo mu się amor włączył, bo czuł się samotny. A ja? Ja- głupia, naiwna, łatwowierna, infantylna kretynka. Przecież ja go nie kocham. Dlaczego ja się daję złapać na te jego czułe słówka? No dlaczego?? Rozumiem, gdyby to było pierwszy, drugi raz. Ale nie ósmy czy dziesiąty. Aż mi brak słów na określenie swojego poziomu debilizmu.

środa, 8 czerwca 2011

A ja mam już dosc...

Kto powiedział, że pierwszy rok studiów jest najtrudniejszy? No kto?, przyznawać się teraz! Pierwszy rok w porównaniu z tym, przez co przechodzę teraz, to było nic. W zeszłym roku nie robiłam kompletnie nic. A w tym? Zarywam noce, chodzę jak zombie, kuję się jak nienormalna. I wszystko na nic.
Miałam dzisiaj drugie podejście do zaliczenia pozytywizmu. Drugie podejście- out. Mam przyjść jutro. Ale nie wiem, czy jest sens spędzić kolejną noc na nauce, czy może po prostu iść tam jutro i poprosić o 2? Bo nie wiem już naprawdę, czego więcej mam się nauczyć. Umiem już wszystko, naprawdę.  Mogłabym wykładać pozytywizm na UJocie. Nie mam już siły do tego.
Wiem, że ten czas mogłabym wykorzystać na naukę, ale najzwyczajniej w świecie musiałam się "wypisać". Nie pomogło za bardzo. Ale cóż.

Muszę przestać być tak naiwna. I muszę przestać być na każde jego westchnięcie w moją stronę. Po tylu upokorzeniach, jakie spotkały mnie z jego strony powinnam być bardziej rozsądna. Ale nie jestem. Może po prostu nie umiem uczyć się na błędach?

wtorek, 7 czerwca 2011

Dzieci i zegarki nie moga byc stale nakrecane. Trzeba im takze pozwolic chodzic

Mam dość fochów Tenbitu. Po prostu. I oto jest powód mojej przeprowadzki. Szkoda trochę tych pięciu lat, ale cóż zrobić.

Moja pierwsza w życiu lekcja poza mną. Zostawiam ją za plecami. Chociaż... Chyba źle napisałam. Nie zostawiam jej za plecami, bo ciągle o niej myślę. Było cudownie. Nie dostałam piątki. Dostałam cztery i pół. Już tłumaczę dlaczego. Brakło mi czasu na podsumowanie i przytrzymałam dzieciaki chwilę na przerwie. I to było głównym powodem obniżenia oceny. Ale ważniejsze dla mnie jest to, że dzieci były zadowolone. Wszystkie były na TAK! A to dla mnie ważniejsze niż ocena. Bardziej cieszę się z tego, że dzieci będą pracę u mnie mile wspominać. A najpiękniejszą opinią, jaką dzisiaj usłyszałam była:
Uczennica: Czy następną lekcję też będziemy mieli z Panią?
Ja: Nie, już Wasza Pani do Was wraca.
Uczennica: Szkoda...
Miałam ochotę ją uściskać!

Z niecierpliwością czekam na wrześniowe praktyki. Dzieci są fenomenalne!